piątek, 4 lipca 2014

po prostu

ogrodowe wiśnie/ na moście
Nie lubię zaczynać. Nie umiem po prostu.

Od kilku dni rozkoszuję się wakacjami. Tak naprawdę ostatnimi w moim życiu. Dni mijają szybko, ale mam wrażenie, że nie marnuję żadnej chwili. W dużej mierze ma na to wpływa fakt, że mieszkam w domu. Trudno było podjąć decyzję o przeprowadzce, ale nikt nie żałuję. Przez kilka godzin dziennie pomagam w firmie rodziców (łudzę się, że jestem normalnym pracownikiem i oczekuję godziwego wynagrodzenia). Późnymi popołudniami zaś zrywam wiśnie w ogrodzie i siedząc na parapecie czytam Iwaszkiewicza. Mimo braku konkretnych planów wyjazdowych, wakacje przed klasą maturalną zapowiadają się przyjemnie.

Właśnie, klasa maturalna. Praktycznie już od rozpoczęcia nauki w liceum słowo MATURA mnie prześladuje. Na początku groźby i wyniosły ton nauczycieli gdy mówili o egzaminie wydawał mi się groteskowy. Ostatnie dziesięć miesięcy uciekło mi przez palce. Teraz widmo matury jest realne jak nigdy dotąd. Za każdym razem, gdy analizuję swój stan wiedzy czy staram się znaleźć idealny plan działania, strach mnie paraliżuje. Uczucie pustki emocjonalnej i bezradności ściska za gardło. Oby strach miał wielkie oczy...

Co do bloga, nie oczekuję nic. Ostatnio w głowie kłębi się mnóstwo myśli i pomysłów, które chciałabym uporządkować. Dlatego wróciłam. Po prostu